Darłowo, 26 sierpnia 2019 roku
16 lat w fotelu zastępcy burmistrza i pierwsza kadencja w Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego. Zawodowe rekomendacje są dobrze znane, ale jak przedstawi się pani tym, którzy do tej pory nie poznali Elżbiety Karlińskiej?
Z moją zawodową rozpoznawalnością wcale nie jest tak kolorowo...(śmiech). To dlatego, że mój styl pracy skupia się na efektach, na rozmowach z ludźmi i rozwiązywaniu ich problemów. A do tego potrzebne jest często zacisze gabinetu. Lata pracy w darłowskim ratuszu sprawiły, że doskonale poznałam problemy miasta, ale też – i to przede wszystkim - bolączki mieszkańców. Bo to nie jest tak, że ktoś przyjdzie i złoży pismo z prośbą o rozpatrzenie sprawy. Ludzie przychodzą po to, żeby ich po prostu wysłuchać, bo mają problemy z mieszkaniem, narzekają na stan drogi osiedlowej czy chodnika. Czasami ktoś przychodzi po życiową poradę, oczekuje ode mnie podpowiedzi, jak ja zachowałabym się w danej sytuacji. Dlatego twierdzę, że największym kapitałem i doświadczeniem zawodowym zebranym podczas pracy w samorządzie jest umiejętność słuchania ludzi, rozmawiania o ich problemach.
Dlaczego warto to doświadczenie przenieść do polskiego Sejmu?
Pierwszym testem były wybory do Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego. Okazało się, że mieszkańcy nie tylko Darłowa, ale i regionu darzą mnie dużym zaufaniem. Przyznaję, że wynik wyborczy był dla mnie sporym zaskoczeniem. Szybko wzięłam się do pracy. I szybko okazało się, że w skali województwa jest jeszcze więcej do zrobienia. Drogi wojewódzkie, ścieżki rowerowe, programy sołeckie, projekty ekologiczne, sprawy służby zdrowia. Długo tak można wymieniać, ale przy tym ostatnim punkcie warto się zatrzymać. Bo tu ważne jest nie tylko zawodowe, ale i życiowe doświadczenie. Mam to szczęście, że oboje moi rodzice żyją. Tata to jedyny żyjący w Darłowie uczestnik Powstania Warszawskiego. Mama wymaga stałej opieki i na własnej skórze odczuwam, jak funkcjonuje polska służba zdrowia. A właściwie jak nie funkcjonuje. Dlatego jednym z moich priorytetów jest walka o to, by służba zdrowia rzeczywiście była służbą a nie bezduszną, wiecznie niedofinansowaną maszyną. To taka dodatkowa, osobista motywacja by walczyć o mandat w polskim Sejmie.
Co jest pani mocną stroną?
Skuteczność. Lubię mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Cieszę się, gdy dużo wokół mnie się dzieje, lubię być wśród ludzi. I tu nie chodzi tylko o codzienną pracę. Jak mam wolne, wcale nie marzy mi się wypoczynek z dala od zgiełku, na łonie natury. Wolę zdecydowanie gwar miasta, natłok spraw. To mnie napędza do działania.
Słabe strony?
Szczerość. W tym sensie, że nie potrafię czarować, owijać w bawełnę i wmawiać sobie i rozmówcy, że coś jest inne niż w rzeczywistości. Wielokrotnie doświadczyłam, że prawdomówność nie jest zawsze dobrym rozwiązaniem, ale tego już nie zmienię. Nie chcę tego zmieniać tylko dlatego, że działam w polityce.
Wróćmy do pytania o to, jaka jest na co dzień Elżbieta Karlińska?
Jestem zapracowaną kobietą, która ma męża, samodzielne dzieci, ale nie ma zbyt dużo wolnego czasu, bo są kochane wnuki. W domu nie ma więc taryfy ulgowej. Jest sprzątanie, gotowanie, choć coraz rzadziej mam czas na przykład na przygotowanie domowego makaronu do rosołu. Nie lubię prasowania, za to zdecydowanie wolę obrać świeżo zebrane grzyby i przygotować z nich pyszną zupę.
Jakie marzenia?
Na pewno odpowiedzią na to pytanie nie będzie „zwycięstwo w wyborach”, bo to traktuję jako cel, który chcę osiągnąć. A nic wielkiego mi się nie marzy. Ani willa, ani luksusowy samochód, ani wycieczka dookoła świata. Chyba zbyt twardo stąpam po ziemi.
UM