Darłowo, 9 października 2018 roku
W piątek po ponad czterech miesiącach podróży i pokonaniu piechotą niemal czterech tysięcy kilometrów pochodzącej z Darłowa Marcie Grywińskiej i jej chłopakowi Markowi udało się przejść Polskę. Powrócili do Ustrzyk Dolnych, skąd wyruszyli 20 maja. Marta, jest pierwszą kobietą (w dodatku z Darłowa), której udało się obejść Polskę.
Gdy ruszali mieli głowy pełne obaw. Nie wiedzieli czy im się uda i co spotka ich na drodze. Dziś wiedzą, że decyzja o wyruszeniu w podróż była jedną z najlepszych w ich życiu. Swą „pielgrzymkę” zaczęli od gór. Pokonując wszystkie pasma górskie na południowej granicy dotarli do polsko-czesko-niemieckiego trójstyku granic za Bogatynią. Zachód upłynął im pod znakiem pędzących tirów i niekończących się asfaltowych dróg. Bałtyckie plaże przechodzili wraz z sierpniowymi upałami. Wschód przyniósł im spotkania z przesiedleńcami z akcji „Wisła”, Tatarami oraz świadkami rzezi wołyńskiej.
100 lat niepodległości
Młodzi podróżnicy nie ukrywają, iż główną motywacją ich wędrówki było przypadające na ten rok stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości.
- Wymyśliliśmy sobie, że nie ma lepszego sposobu, na uczczenie tego niezwykłego święta, niż obejście obecnie obowiązujących granic. – przekonuje Marek Mikulski.
Równocześnie swoim czynem chcieli podziękować wszystkim ludziom, którzy poświęcili swoje życie dla wolnej i niepodległej Polski. Mikulski jednym tchem wymienia Tadeusza Kościuszkę, uczestników wszystkich powstań (szczególnie tych udanych - Wielkopolskich), Józefa Piłsudskiego, żołnierzy AK oraz Lecha Wałęsę.
- To co zrobiliśmy w żadnym stopniu nie równa się temu, czego dokonali Ci wielcy ludzie w naszej historii. Chcieliśmy jednak w pozytywny i niecodzienny sposób uczcić naszą niepodległość. Do głowy przyszło nam, że można by wyrysować granice własnymi stopami. Taka podróż jeszcze trzydzieści lat temu nie mogłaby się odbyć. Komunistyczne władze nie pozwalały swoim obywatelom na zbliżanie się do granic na bliżej niż 17 kilometrów. Dobrze, że jak na razie żyjemy w wolnym kraju! – podkreśla podróżnik.
3 pytania
Wyruszali z pewną obawą. Nie wiedzieli jak ludzie na nich zareagują. Byli przekonani, że te reakcje będą głównie negatywne. Jednym z największych zaskoczeń ich podróży okazali się właśnie Polacy.
- Baliśmy się, że ludzie będą reagowali źle lub bardzo źle, że będą starali się nas wyganiać. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna! Polacy to wspaniały, gościnny naród. Jedyna przykrość jaka spotkała nas w podróży, to momenty, gdy ktoś nie odpowiadał nam na „dzień dobry”. – opowiada Marta Grywińska.
Podróżnicy wspominają, że zdarzało im się otrzymywać dziwne prezenty. W województwie Lubuskim na stacji benzynowej dostali od obsługi pieczarki. Innym razem zaproponowano im nocleg w budynku urzędu celnego. Para nie potrafi nawet policzyć ile razy byli zapraszani na kawę podczas wędrówki.
- Ludzie zwykle zadawali nam te same trzy pytania: Po co idziecie? Co z robotą? Gdzie się myjecie? – śmieje się Grywińska.
Odpowiedź na pierwsze pytanie już znamy. Pracę, którą wykonywali porzucili na rzecz podróży. Sprawa higieny, to jak mówią z uśmiechem temat tabu.
Fajerwerki w głowach
- Nie ma słów, które potrafiłby wyrazić naszą radość, gdy w piątek zobaczyliśmy znak Ustrzyki Dolne. – podnieca się Marek.
- Jakby specjalnie dla nas, z lasu na wzgórzu wyszedł wtedy jeleń z pięknym porożem. Całą Polskę przeszliśmy, a jelenia zobaczyliśmy dopiero tam, ostatniego dnia! – wtóruje mu Marta.
Podczas podróży udało im się wdrapać na Rysy najwyższy polski szczyt. Zobaczyli również najdalej na zachód, północ i wschód wysunięte punkty w tym kraju. Poznali polskich Tatarów w Kruszynianach, odwiedzili stolicę bocianów, kąpali się nago w Chałupach a nawet poznali pierwszego woodstockowicza w Kostrzynie nad Odrą. Po przejściu niemal czterech tysięcy kilometrów piesze podróżowanie ani trochę im się nie znudziło.
- Oczywiście, że mamy już w głowie pomysł na następną podróż. – zdradza Mikulski – Chcielibyśmy ponieść naszą białoczerwoną flagę z serca Polski do Santiago de Compostela!
Nie byłby to pierwszy raz, gdy wędrowcy podróżują z flagą. W drodze przez nasz kraj Marcie i Markowi towarzyszyła flaga Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Otrzymali ją od samego Jurka Owsiaka przed wyruszeniem w trasę.
- Super, że chodzenie zaprowadziło Was aż tak daleko. Flagę bardzo chętnie, jako specjalny gadżet zlicytujemy na wyróżnionych aukcjach. Gratuluję z całego serca, Marta, Marek, jesteście bardzo dzielni. – zareagował prezes WOŚP, gdy dowiedział się o sukcesie podróżników.
Na razie jednak para wciąż nie może wyjść z szoku po ukończeniu swej wielkiej podróży.
- W głowach strzelają nam fajerwerki! Gdy ruszaliśmy zastanawialiśmy się, czy obejście naszego kraju jest w ogóle możliwe. Teraz wiemy, że wszystko jest możliwe! – zapewnia Marek Mikulski
A. Wejnerowski - BPM