Darłowo, 12 marca 2018 roku
Requiem Mozarta to wymagające dzieło nawet dla profesjonalnych chórzystów, co dopiero, gdy na warsztat biorą go nie muzycy, ale… medycy. Jubileuszowa niespodzianka zachwyciła mieszkańców wszystkich miejscowości w których była grana. Wczoraj zagrano ją w darłowskim Kościele Mariackim.
Zapowiadając dziesiąte Pomorskie Tournée chórzyści Uniwersytetu Medycznego z Poznania obiecywali niespodziankę i słowa dotrzymali. W tym roku zaprosili melomanów na muzyczną ucztę, przygotowując razem z orkiestrą symfoniczną Filharmonii Koszalińskiej Requiem d-moll KV 626 W.A. Mozarta.
Monumentalne dzieło to też monumentalne przedsięwzięcie. Szczególnie jeśli chórzyści to… przyszli medycy, nie muzycy.
- Miałem trochę obaw, bo Requiem to wielkie wyzwanie. Wymaga dużego aparatu wykonawczego, ale także technicznych umiejętności śpiewania zawodowego. A jak wiemy ten chór tworzą studenci i absolwenci Uniwersytetu Medycznego. Chociaż są wspaniali, to jednak proces pracy jest amatorski - przyznaje prof. Przemysław Pałka, dyrygent i dyrektor artystyczny chóru medyków.
Przygotowanie tak dużego przedsięwzięcia, angażującego ponad stuosobowy skład muzyków, nie było jednak takie proste i wymagało szczególnej okazji. Chórowi Uniwersytetu Medycznego z Poznania podczas tournee towarzyszą soliści Grażyna Flicińska-Panfil (sopran), Marta Panfil (alt), Paweł Łuczak (tenor), Przemysław Czekała (bas) oraz koszalińscy filharmonicy. Dyrygował prof. Przemysław Pałka.
- Udział w takim przedsięwzięciu to jednak wielkie przeżycie i wielka satysfakcja. Dla większości z nas był to pierwszy i pewnie ostatni taki występ w życiu - nie ukrywa Filip Praczuk, przyszły pediatra.
Początkową tremę, zastąpiła satysfakcja.
- Przyszedł moment, kiedy wszystko zaczęło się sklejać w całość i teraz mamy naprawdę wielka frajdę ze śpiewania Requiem. Cały czas mamy je w głowie, towarzyszy nam wszędzie - mówi chórzysta.
- Mijając się na korytarzu w bursie przez cały czas można był usłyszeć, że ktoś właśnie śpiewa jakiś fragment - dodaje ze śmiechem Joanna Guz, prezes chóru, choć przyznaje, że przygotowanie dzieła niemało ich kosztowało.
- Prace zaczęliśmy pod koniec roku akademickiego, ale ostatnie miesiące były czasem naprawdę wytężonej pracy. Spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu na trzygodzinne próby. Wymagało to dyscypliny i determinacji, więc tym bardziej jesteśmy dumni, że udało nam się zrealizować to przedsięwzięcie - zapewnia.
(aut. Karolina Pawłowska)
DOK