Królewskie Miasto Darłowo      Darłowo na Facebook'u  Darłowo na YouTube  Radio Koszalin  Pogoda

Darłowo - Darłówko idealny duet do wypoczywania
linia ozdobna
Królewskie Miasto Darłowo linia ozdobna

Taki sobie jubileusz

Darłowo, 7 listopada 2013 roku

 

 

Nie wiem jak to się dzieje, ale niektórzy o czasach, które dla mnie są czasami mezozoicznymi skwapliwie pamiętają i w pewnym momencie ogłaszają, że mija jakieś lecie i należy je uwiecznić. Temu uwiecznieniu służą towarzyszące imprezy, z których najważniejsza to ta, w której licytowane są toasty, a ich wspomnienie najczęściej uwidacznia się niedyspozycyjnością w dniu następnym.

Aby nie przedłużać, o czym mowa, to wszystkich Czytelników informuję, że w listopadzie 1983 r. ukazała się pierwsza gazeta w Darłowie po 1945 r. Później, a zwłaszcza po odzyskaniu pełnej wolności, tych gazet na lokalnym rynku było, co niemiara, a niektórzy wówczas rozpoczynający swoją dziennikarską przygodę są dzisiaj czołowymi polskimi żurnalistami, jak choćby Czarek Łazarewicz.

Osobą z pamięcią kojarzącą wszelkie jubileusze jest Marek Żukowski. Być może łatwiej mu było w zakamarkach splotów nerwowych ten fakt zaszufladkować, bo to on rozstrzygająco przyczynił się do wydawania Gońca Darłowskiego, Echa Darłowa trzy dekady wcześniej. Z metodologiczną przypisaną naukowcowi dokładnością zaczął dokładnie opisywać zawartość czasopism ukazujących się pod szyldem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Darłowskiej. Gdy w tej materii wszystko spisał, zważył i zmierzył w jego polu widzenia znalazła się cała prasa darłowska wydawana w czasach, gdy Darłowo było Rügenwalde. Gdy i w tej materii zaczął dzielić włos na czworo jego myśl ukierunkowała się na to, co się ukazywało w grodzie nad Wieprzą w ostatnich dziesięcioleciach 2. tysiąclecia, aż do dnia dzisiejszego. Każdemu takie opracowanie zajęłoby lata świetlne. Zacięcie i warsztat naukowy spowodowało, że w sierpniu książka była na ukończeniu, a sakramentalne tak Burmistrza Miasta (sam z dobrym piórem) na dofinansowanie publikacji dało wiatr w żagle profesorowi. Prośbą, a jak trzeba było groźbą wymusił na dawnych współpracownikach wspomnienia, życiorysy.

I tak 6 bm. w Miejskiej Bibliotece im. Agnieszki Osieckiej spotkali się koryfeusze darłowskiego dziennikarstwa. Jak na wejściu spojrzałem na twarze niedawnych dwudziestoparolatków zamurowało mnie. Wręcz starcy ze zmarszczkami jak plisowane spódnice, z ruchami aktorów ze spowolnionego filmu. O rany pomyślałem, co to za towarzycho. Toż to niemal 100% ramole. Kiedy przypadkowo spojrzałem na swoje odbicie skruszałem. Widok łysej czaszki obciągniętej prawie nieowłosioną skórą, połowa zaplombowanych zębów z ubytkiem „ósemki” przywróciło do rzeczywistości. Można było spojrzeć na upływ czasu i w ten sposób, że człowiekowi przybyło dostojeństwa, doświadczenia, rozumu (w przekomarzaniach z żoną nawet tego mi odmawia).

Spotkaniu rej wodził nielubiący dłuższych wystąpień i przemówień autor książki prof. Marek Żukowski. Rozpoczął od nieżyjących postaci darłowskiego dziennikarstwa. Później zatrzymał się nad historią kolejnych gazet. Było wiele anegdot, wspomnień, dygresji. Kiedy rozpoczął tyradę o warsztacie dziennikarskim dla wszystkich było wiadomym, że spotkanie skończy się między trzecią rano, a drugim pianiem koguta.

W chwili odpoczynku dawnego naczelnego, z głosem do dyskusji rwali się wszyscy. Jak było do przewidzenia Jacek Bernat (dawna podpora redakcyjna, dzisiaj koszalinianin) przypominał pierwociny 8 stronicowego pisemka. Krzysiek Socha odtworzył swoją przygodę z dziennikarstwem za sprawą byka, który darłowskimi uliczkami jeździł rowerem. Z kolei Waldek Jędryka dowodził, że sukces tworzenia tak wielu gazet, to rezultat postawy, jaką wszyscy wynieśli z pobytu w Klubie Inteligencji Polskiej, któremu przewodził Zbysław Górecki.

Nie obyło się bez utarczek i polemik. Adwersarzem Waldka okazał się kronikarz dziejów darłowskich Leszek Walkiewicz. Odmiennie postrzega on powstawanie organu prasowego Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Darłowskiej. Z kolei Konstanty Kontowski (człowiek od pięknych grafik), przypomniał, że od niego można w Darłowie mówić o opozycji i prześladowaniach. A to za sprawą namalowanego przez niego Lenina, który miał zeza. Biografowie wodza rewolucji milczą o tym fakcie, ale samo to, że Nadieżda Krupska miałaby w łożu zezolca, miejscowy partyjny aktyw skazał naszego Kostka na niebyt.

Wyraźnie zanosiło się na rozszerzenie dyskusji na sprawy pozaprasowe. W tej sytuacji skutecznie dyskusję uciął prowadzący. Zagonił przybyłych- przy całej atencji dla pań- do wspólnego pamiątkowego zdjęcia.

Oprócz napisania okolicznościowej książki „Od słowa do …samorządu” autor tylko jemu wiadomemu sposobowi przygotował wystawę, jeśli nie wszystkich, to prawie wszystkich gazet, publikacji z Darłowa. Są tu wydawnictwa kościelne, szkolne, ekologiczne, agitujące, protestujące, organizacyjne, urzędowe, jednodniówki, miesięczniki, dwutygodniki i cholera wie, czego jeszcze tu nie ma.

 I chociaż „zieloni” by tych wszystkich parających się piórem wypalili gorącym piętnem za hektary lasów, które poszły pod siekierę, aby ulżyć piszącym, co im na sercu leży, to dzięki tej wystawie jawią się dwie prawdy. Pierwsza - ten czas dziennikarskiej przygody był najlepszym okresem w ich życiu, a druga konstatacja, że Darłowo było ewenementem na skalę kraju pod względem ilości gazet. I tego się trzymajmy.

Autor ubolewa, że oprawa jubileuszu poza ciastkami, herbatą i kawą, które zresztą przygotowała pani dyrektor biblioteki była nieprzygotowana.

 

Na zdjęciu: dziarscy Kolumbowie darłowskiego czasopiśmiennictwa

 

mlecz/ foto LW

Taki sobie jubileuszTaki sobie jubileuszTaki sobie jubileuszTaki sobie jubileuszTaki sobie jubileuszTaki sobie jubileusz

Zobacz nas na Facebook'u

Polityka prywatności

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce lub konfiguracji usługi.

 

Zgadzam się Nie, chcę dowiedzieć się więcej