Darłowo, 25 sierpnia 2019 roku
Rodzinne albumy państwa Karlińskich z Darłowa kryją w sobie wiele ciekawych zdjęć i opowieści związanych bezpośrednio z bliższą i dalszą historią naszego kraju. To dom, w którym często rozmawia się o tym, jak ważne jest pielęgnowanie wartości patriotycznych.
Elżbieta Karlińska znana jest przede wszystkim z długoletniej pracy w darłowskim samorządzie, gdzie przez 16 lat piastowała stanowisko zastępcy burmistrza. Niewiele osób wie, że jej rodzinna historia to niezwykła opowieść pisana wydarzeniami związanymi między innymi z Powstaniem Warszawskim, nazistowską i sowiecką okupacją. Historia, która dzięki opowieściom jej ojca do dziś jest żywym wspomnieniem.
- Tata bardzo często opowiada o zrywie w stolicy w 1944 roku. Jest jedynym żyjącym w Darłowie Powstańcem Warszawskim. To powód do dumy dla całej naszej rodziny – mówi Elżbieta Karlińska, która zawsze towarzyszy tacie podczas uroczystości patriotycznych. Kazimierz Kuligowski, ps. Wiesiek, urodził się w 1928 roku w Płońsku pod Warszawą. Życiowa i zawodowa droga zawsze była dla niego oczywista. W czasie wojennej zawieruchy, gdy zapadła decyzja o tym, by przeciwstawić się niemieckiej okupacji miał ledwie 16 lat, ale nie miał żadnych wątpliwości. Trzeba służyć ojczyźnie. Jako łącznik pokonywał wiele kilometrów kanałami po Starym Mieście by przekazywać rozkazy płynące z dowództwa. Strach pewnie gdzieś tlił się z tyłu głowy, ale poczucie obowiązku i tego, że działa dla dobra ojczyzny była najważniejsza. Brał też udział w akcjach zaczepnych w okolicach olbrzymich magazynów żywnościowych w stolicy, skąd niemieccy okupanci wywozili transporty żywnościowe dla swoich żołnierzy w Rosji. - Tata zawsze podkreślał i do dzisiaj przekonuje, że ten zryw powstańczy był bardzo potrzebny. Pod koniec wojny sam trafił na chwilę do niewoli, ale na szczęście nie został nigdzie wywieziony – opowiada Elżbieta Karlińska. Po służbie w Szarych Szeregach i Armii Krajowej Kazimierz Kuligowski przez kilka lat pracował w PLL Lot, gdzie jako technik pokładowy latał na liniach międzynarodowych, ale po kilku latach stwierdził, że chce zostać żołnierzem zawodowym. A to oznaczało konieczność przeprowadzki. Ślub brał jeszcze w stolicy w 1952 z Haliną. Co ciekawe dzieci – Elżbieta (rocznik 1953) i Sławomir (rocznik 1956) przychodziły na świat w rodzinnej miejscowości matki – Staroźrebach, ale później rodzina Kuligowskich musiała przenieść się na kilka lat do Szczecina, stamtąd do Wicka pod Jarosławcem, gdzie była baza lotnicza, a stamtąd w 1964 roku do Darłowa, gdzie powstaniec mieszka do dziś. W wojsku również był technikiem pokładowym, a na emeryturę przeszedł w stopniu sierżanta sztabowego.
Dużo mniej szczęścia miał ojciec Kazimierza Kuligowskiego. - Wiemy, że dziadek Jan Kuligowski pod koniec II wojny światowej trafił do nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Jedyne, co udało się nam ustalić to fakt, że stamtąd miał być prowadzony gdzieś dalej, ale został zamordowany w okolicach Buchenwaldu prawdopodobnie podczas marszu – wspomina Elżbieta Karlińska. - Próbowaliśmy różnymi sposobami, między innymi przez Polski Czerwony Krzyż i z pomocą pani Brygidy Jeżewskiej z Darłowa dotrzeć do dokumentów i faktów na temat śmierci dziadka, ale bez skutku. Do dzisiaj jedynym miejscem jego pamięci jest tablica doklejona do nagrobka żony.
Inna bolesna dla rodziny Karlińskich historia związana jest z rodziną ze strony Jerzego, męża Elżbiety. To historia chorążego Michała Karlińskiego, który urodził się w 1897 roku, brał udział w I wojnie światowej i walczył w Armii generała Hallera. - Po I wojnie pracował jako szef placówki ochrony pogranicza w Brasławiu, który wówczas znajdował się w granicach Polski. W wyniku okupacji miejscowość znalazła się w rękach sowieckich, a dziadek trafił do Katynia – opowiada Jerzy Karliński. W 1940 do domu rodzinnego chorążego dotarł list z informacją, że Michał Karliński nie żyje oraz informacja, że przy nim znaleziono starą tabakierę i zbiór utworów Żeromskiego. Wtedy i jeszcze przez długie lata nikt ze strony rosyjskiej nie przyznawał się do tego, co tak naprawdę wydarzyło się w Katyniu....
- Dlatego w naszym domu do dzisiaj pielęgnujemy wspomnienia, dużo rozmawiamy o historii naszej rodziny i historii Polski. To niezwykle ważna lekcja dla budowania przyszłości naszej ojczyzny – mówi Elżbieta Karlińska. Szacunek dla polskiego munduru jest w jej domu żywy do dziś. - Mój mąż był żołnierzem zawodowym marynarki wojennej a zięć dumnie nosi mundur policjanta.
UM